Chronicznie Versusa 5-12 października. Opanowanie i ofiara. 1
- Wieczna
chluba! – usłyszała ona głos herolda, że krzyczał na placu w Wyzima. Odznakikpt wlodzimierz mówiły o przynależności
heroldado badawczej wiedźmy ostatniego
poziomu rozwoju. – Wieczna chluba czeka tych, kto wespnie się na pierwsze
miejsce! – przedłużał krzyczeć herold.
Yennefer,
zainteresowana słowem «turniejem», zatrzymała się i obróciła swoją przepiękną
twarz w stronę herolda.
- Myśliwy
Scoia'tael KPT, oficjalny członek elitarnej Ligi Versusa ogłasza o
przygotowaniu do nowego turnieju który odbędzie się w niedzielę 12
października! Te, że wszystkie życzą mogą nagrywać się u mnie! – krzyczał
herold, potem przeszedł na zwyczajne usilnie zapraszanie. – Wieczna chluba jest
przygotowana temu kto zejdzie na cokół w randze zwycięzcy turnieju!
Yennefer
ruszyła do herolda, ale drogę jej znienacka przycinał mroczny mag z chimerą że
idzie na uwięzi, Chimera szczęknęła kłami i zaszeleściła, ujawniając wstręt do
dziewczyny. Yennefer zdarzyło się odstąpić. Wyprowadzać z siebie doskonałości
[Vrihedd]Atherion, że osiągnęła, jej absolutnie nie chciało się. W wyniku
młoda, ale już badawcza czarownica Yennefer okazała się drugą w spisie
uczestników turnieju.
* * *
Dżoker
siadywał nad brzegiem jeziora obok Wysima i rzucał kamyki po wodzie. Podarta i
przepalona znakami elektrycznych ciosów mantyla młodego maga była prawie
szarego koloru, podczas gdy normalnym dla jej był niebieski kolor. Obok na
łączce młoda i bardzo ładna czarownica [Freedom]_anna_leo pokazywała wiedźmom,
że otaczały jej, czarodziejom i poskramiaczom chimer swoją umiejętność
wywoływać trzęsienia ziemi. Dżoker z rzadka spoglądał na piękność, ale tylko
wzdychał, ponieważ ona choć i lubiła trochę więcej czym przyjaciela, wszystko
jedno była powyżej za jego po mistrzostwie i cieszyła się wściekłą popularnością
wśród przedstawicieli przeciwległej podłogi.
Młodzieniec
znów rzucił pogląd na nie osiągalne dla niego pałace i bulwary Wysima i z żalem
westchnął, znienacka on uśmiechnął się, odczuwszy lekkie kłucia za uchem, i
usłyszał znajomy jemu głos jego wiernej bojowej koleżanki i mądrego opiekuna –
Yennefer_von_Vengerberg
- Nowy
turniej zaczyna się. Będziesz uczestniczył? – usłyszał, ładny głos czarownicy w
głowie Dżokera.
- Że za
turniej? – spochmurniał mag, kurcząc i rozginając kułaka prawej ręki, ręka bolała,
ponieważ była zwichnięta.
- Liga
Versusa organizuje nowy turniej, - zaczęła w podnieceniu Yennefer.
- Które
ograniczenie po mistrzostwie? – spochmurniał Dżoker ponieważ znał, że z jego
przepustką 16 poziomu jemu nic nie świeci nie w którym turnieju.
-
Żadnego! W tym sprawa! – roześmiała się swoim pełen życia śmiechem Yennefer. –
Nawet możesz uczestniczyć!
- Ale nie
polegam na Lidze! – zaprzeczył Dżoker, nadal patrząc na swoją rękę.
- No chciałem by, ale ja za mało badawczy, - początków było Dżoker, znienacka spojrzawszy na majestatyczny i zarazem przepiękny profil Anna_leo, tu że zgodził się. – będę uczestniczył!
- No, oto
i doskonale! – roześmiała się znów Yennefer i w głowie maga nastał cisza –
telepatyczny związek był skończony.
Dżoker
znów spojrzał na Anna_leo, potem nerwowy westchnął, błogosławił się i wstał z
ziemi.
* * *
Przed
wieczór heroldowie KPT wyszli z miasta – potrzebna liczba uczestników dla
początku turnieju, nie było zebrano. Ktoś nie wiedział o turnieju, innych
odstraszała zakryta Ligi.
Dżoker
pociągnął się, ręka chorobliwie ścisnęła – puścić błyskawicę znów nie wyszło.
Mag spochmurniał i obojętnie obserwował za heroldami, że przemykają. Teraz on
zaczął żałować, że w ogóle nagrywał się na turniej, ponieważ nic oprócz
porażki, a być może nawet śmiertelnego jemu tam nie świeciło.
Obok na
trawę przed ogniskem opadał [Fear]_outkast, jego chimera wypasała się obok,
poskramiacz zatarł zmęczone ręce i wytarł brudną twarz rękawem mantyli. Outkast
był czymś nie zadowolony:
- Jak
spawy? – zainteresował się Dżoker. – Wciąż przeżywasz odejście z SNG?
- Nie, z
tym już dokonano, tu inne, rozumiesz, serce u mnie áîëłň. Bardzo mocno cierpi,
- naskarżył Outkast.
- To u
ciebie to cierpi serce? – roześmiał się Dżoker – jego śmiech poddał się
strasznym. – Ty że apostata! Skąd u ciebie serce?
-
Wiecznie twoje michałki! – spochmurniał mag. – A u mnie rzeczywiście źle na
duszy.
- Źle? –
powtórzył Dżoker. – Wówczas rozwiej się, zostań uczestnikiem turnieju, pokaż
wszystko na co jesteś zdolny!
- Myślisz
stoi? – spochmurniał Outkast, uważnie patrząc do nie migotliwych oczu Dżokera,
potem apostata wstała i poszła do samego pobliskiego heroldowie.
* * *
Powstanie
w Wysime trwało już prawie dwa miesiące. Fanatyczne mordy pierwszych tygodniów
już ustąpiły.
Wyjątki
robili elfi, który wycinały jakiegokolwiek człowieka bez względu na podłogę i
wiek.
Ale
bliskość turnieju rozgrzała sytuację do granicy.
* * *
Ten
mag ukrywał swoją osobę, ubierając kaptur bardzo nisko, wiewiórczy ogon na
pasku mówił o przynależności maga do grupy powstańców Scoia'tael. Za magiem
szły dwie wiedźmy i jeden najemnik z zerikanskimi szablami za grzbietem.
Chimera
Outkasta na mgnienie zatrzymała się, podjęła swoją potworną głowę i spojrzała
na wiewiórki potem znów wróciła do trawy, którą jadła do tego. Sam że gospodarz
siadywał na drzewie, że powaliło, zakrywszy oczy i, zdawało się, sypiał. Dżoker
siadywał obok, i, spochmurniawszy, tarł nadgarstek swojej prawej ręki,
stanowczość powstańców, że zbliżają się, jego obudziła czujność i
przestraszała.
Białka
atakowały bez uprzedzenia. Mag szorstko, bardzo szorstko podjął oczy na
Outkasta poderwawszy swoją prawą rękę rozładował błyskawicę w Dżokera,
młodzieniec nie wydawszy nie dźwięku, uleciał z bierwiona do krzaków, że były z
tyłu jego. Chimera zakręciła, ale w tejże chwili jednej z wiedźm znajdując się
w pobliżu od Outkasta nadesłał jemu do oblicza potężny ładunek Łăíł.
Dżoker,
wciąż oślepiony ciosem podniósł się na odnóża i wyciągnąwszy prawą rękę na
domysł dowalił błyskawicą. Dziki ból, przeszyła jego rękę, ona zwilgotniała.
Lewą ręką przecierając oczy od krwi, on zrobił parę przerzutów w bok. To,
że nie było lamentów po jego strzale, mocno zasmuciło jego. W zamian tego on
usłyszał dzikie lamenty Outkasta, które mówiły o tym, że młodziencowi mocno
dostało się, kwik jego chimery i wyraźne spokojne głosy wiedźm tych, że
koordynowały swoje zachowania.
Dżoker
wstał nad bierwionem jednakowo na tyle byle zobaczyć wszystko, że odbywało się
na łączce. Nie znany mag katował Outkasta wysysaniem i chorobami, wiedźmy
kręciły dookoła chimery, nie chapało tylko najemnika.
Dżoker
obrzucił poglądem okolicy, ale tak nic i nie znalazł, wtedy brzeszczot
zerikanskoj szabli głęboko rozkroił jego piersi, ukarąwszy jego za
nieostrożność. Mag zachłysnął się od krwi, że lunała przez usta, ale ednak
odskoczył wstecz i drugi cios zagwizdał w milimetrze od jego szyi. Zwijając się
od bólu w piersiach, z których fontanną wytryskiwała krew, on odskoczył wstecz,
wymigując od nowych ciosów szabli, mag podjął prawą rękę, która była wszystka w
krwi.
Przez
rozerwaną skórę widniały powlokły się krwią ułamki kości połamanej ręki, że nie
zaczęła żyje.
Nie
patrząc na dziki ból, on jednak napiął się i gałęzisty ładunek błyskawicy,
trzeszcząc i przedzierając jego ciało, poleciał do najemnika. Wiewiórka odrywał
się od ziemi i, wydawszy dziki hałas bólu, trzepiąc się, uleciał w bok.
Nie znany
mag odwrócił się, ale było późno. Błyskawica Dżokera, którą on skierował na
lewą rękę, zwijając się, wbiła się do wiewiórki i omal nie przedzierając na
kawałki jego ciało, wyrzuciła gdzieś w bok. Wiedźmy, zostawiły chimerę w
spokoju, i ruszyły było w bok, ale chimera, zostawiona bez uwagi tu, że ukarała
ich za ich nieoględność. Dwoma szybkimi ciosami kleszcz i błyskawicą, Dżoker i
chimera dobiły wiewiórek – wiedźmy zwaliły się na ziemię bez dźwięku, nawet nie
zdążywszy zdziwić się.
Dżoker
kiwał się chciał podejść do Outkastu, ale tu w jego oczach pociemniało, w
uszach zadźwięczało i ziemia poszła spod odnóż:
- Dżoker,
no, no! – usłyszał się pełen wyrzutu głos.
Do dużego
przerażenia maga to była jego miłość – Anna_leo.
Serce
maga prawie rwało się na części, kiedy on zrozumiał, że właśnie zaklęcie
dziewczyny, pozbyło jego świadomości.
-
Dżoker! – przeciągnął íşżçâĺńňíčé głos. – znów napatoczyłeś nam na oczy! No i
co że nam z tobą robić? My już i ręce ci gruchotały, dlaczego wciąż wstawiasz
nam kije do kół? – ten, że mówi pochylił się do oblicza maga, tak, że ten
słyszał fetor z jego ust.
-
Nie zaczepiajcie jego! – usłyszał się władczy głos Anna_leo. – On ani wam, ani
nam nic nie zrobił!
-
[Freedom]_vix, zabierz smarkuli! Ona swoją sprawę już zrobiła! – rozkazał tenże
sam głos.
-
Anna_leo, poszły stąd! – usłyszał się głos młodego człowieka, który od razu nie
przypodobał się Dżokeru.
Usłyszały
się słabe opory – zapewne dziewczyna nie chciała wyruszać:
-
Nie
pójdę Vix! – mówiła ona. – chcę pozostać z Dżokerem, byle jemu nie wyrządziły
zła!
Gdyby
nie krytyczność sytuacji, młodziencowi stanęło przyjemnie, że dziewczyna
wstawia się za jego, ale oburzone lamenty dziewczyny stawały się wszystko
dalej, i nareszcie i całkiem pomilkły.
-
Morthul, dobij jego! – rozkazał tenże sam skrzypiący głos.
Dżokera
przewróciły na grzbiet. Morthul okazał się wysoką wiedźmą z krótko ostrzygło
się włosami. W rękach on trzymał swój meteoryt miecz, i stał nad pokonanym
magiem, od nie stanowczości pomachawszy mieczem.
-
Ukrój jemu ręce dla wierności! – rozkazał głos.
Morthul
odwrócił się do Dżokera, ďîćŕë barami i w zamian tego byle poobcinać lewą rękę,
tylko głęboko rozkroił ścięgno maga, mocno pociekła krew, Dżoker wydał okrzyki
nie śmiejąc więcej powstrzymywać się.
-
A teraz dobij jego!
Morthul
znów odwrócił się do Dżokera ale zatrzymał się w podziwie:
- Po co?
– usłyszał się jego cichy głos.
-
Zamorduj! On z Orderu! On nie zlituje się twoich przyjaciół,ĺńëł oni jemu
napatoczą na oczy, jak nie zlitował się tych mizeraków które wcześniej terminu
atakowały jego! – skrzypiący głos drażnił.
Morthul
podjął miecz zanosząc jego dla ciosu, Dżoker widział brzeszczot, że błysnęło, i
usłyszał lamenty, że zbliżają się.
-
Zamorduj! On z Orderu! On nie zlituje się twoich przyjaciół, jeśli oni jemu
napatoczą na oczy, jak nie zlitował się tych mizeraków które wcześniej terminu
atakowały jego! – skrzypiący głos drażnił.
Morthul
podjął miecz zanosząc jego dla ciosu, Dżoker widział brzeszczot, że błysnęło, i
usłyszał lamenty, że zbliżają się.