Sunday, 06.07.2025, 18:14
Asylum ГлавнаяРегистрацияВход
Приветствую Вас Guest | RSS
Меню сайта
Категории каталога
Мои статьи [12]
Мини-чат
200
 Каталог статей 
Главная » Статьи » Мои статьи

Chronicznie Versusa 5-12 października. Opanowanie i ofiara. 1

- Wieczna chluba! – usłyszała ona głos herolda, że krzyczał na placu w Wyzima. Odznaki  kpt wlodzimierz mówiły o przynależności herolda  do badawczej wiedźmy ostatniego poziomu rozwoju. – Wieczna chluba czeka tych, kto wespnie się na pierwsze miejsce! – przedłużał krzyczeć herold.

Yennefer, zainteresowana słowem «turniejem», zatrzymała się i obróciła swoją przepiękną twarz w stronę herolda.

- Myśliwy Scoia'tael KPT, oficjalny członek elitarnej Ligi Versusa ogłasza o przygotowaniu do nowego turnieju który odbędzie się w niedzielę 12 października! Te, że wszystkie życzą mogą nagrywać się u mnie! – krzyczał herold, potem przeszedł na zwyczajne usilnie zapraszanie. – Wieczna chluba jest przygotowana temu kto zejdzie na cokół w randze zwycięzcy turnieju!

Yennefer ruszyła do herolda, ale drogę jej znienacka przycinał mroczny mag z chimerą że idzie na uwięzi, Chimera szczęknęła kłami i zaszeleściła, ujawniając wstręt do dziewczyny. Yennefer zdarzyło się odstąpić. Wyprowadzać z siebie doskonałości [Vrihedd]Atherion, że osiągnęła, jej absolutnie nie chciało się. W wyniku młoda, ale już badawcza czarownica Yennefer okazała się drugą w spisie uczestników turnieju.

 

* * *

 

Dżoker siadywał nad brzegiem jeziora obok Wysima i rzucał kamyki po wodzie. Podarta i przepalona znakami elektrycznych ciosów mantyla młodego maga była prawie szarego koloru, podczas gdy normalnym dla jej był niebieski kolor. Obok na łączce młoda i bardzo ładna czarownica [Freedom]_anna_leo pokazywała wiedźmom, że otaczały jej, czarodziejom i poskramiaczom chimer swoją umiejętność wywoływać trzęsienia ziemi. Dżoker z rzadka spoglądał na piękność, ale tylko wzdychał, ponieważ ona choć i lubiła trochę więcej czym przyjaciela, wszystko jedno była powyżej za jego po mistrzostwie i cieszyła się wściekłą popularnością wśród przedstawicieli przeciwległej podłogi.

Młodzieniec znów rzucił pogląd na nie osiągalne dla niego pałace i bulwary Wysima i z żalem westchnął, znienacka on uśmiechnął się, odczuwszy lekkie kłucia za uchem, i usłyszał znajomy jemu głos jego wiernej bojowej koleżanki i mądrego opiekuna – Yennefer_von_Vengerberg

- Nowy turniej zaczyna się. Będziesz uczestniczył? – usłyszał, ładny głos czarownicy w głowie Dżokera.

- Że za turniej? – spochmurniał mag, kurcząc i rozginając kułaka prawej ręki, ręka bolała, ponieważ była zwichnięta.

- Liga Versusa organizuje nowy turniej, - zaczęła w podnieceniu Yennefer.

- Które ograniczenie po mistrzostwie? – spochmurniał Dżoker ponieważ znał, że z jego przepustką 16 poziomu jemu nic nie świeci nie w którym turnieju.

- Żadnego! W tym sprawa! – roześmiała się swoim pełen życia śmiechem Yennefer. – Nawet możesz uczestniczyć!

- Ale nie polegam na Lidze! – zaprzeczył Dżoker, nadal patrząc na swoją rękę.

- polegam! Ciebie włączę! – przekonała jego dziewczyna. – jesteś zgodny?

- No chciałem by, ale ja za mało badawczy, - początków było Dżoker, znienacka spojrzawszy na majestatyczny i zarazem przepiękny profil Anna_leo, tu że zgodził się. – będę uczestniczył!

- No, oto i doskonale! – roześmiała się znów Yennefer i w głowie maga nastał cisza – telepatyczny związek był skończony.

Dżoker znów spojrzał na Anna_leo, potem nerwowy westchnął, błogosławił się i wstał z ziemi.

 

* * *

 

Przed wieczór heroldowie KPT wyszli z miasta – potrzebna liczba uczestników dla początku turnieju, nie było zebrano. Ktoś nie wiedział o turnieju, innych odstraszała zakryta Ligi.

Dżoker pociągnął się, ręka chorobliwie ścisnęła – puścić błyskawicę znów nie wyszło. Mag spochmurniał i obojętnie obserwował za heroldami, że przemykają. Teraz on zaczął żałować, że w ogóle nagrywał się na turniej, ponieważ nic oprócz porażki, a być może nawet śmiertelnego jemu tam nie świeciło.

Obok na trawę przed ogniskem opadał [Fear]_outkast, jego chimera wypasała się obok, poskramiacz zatarł zmęczone ręce i wytarł brudną twarz rękawem mantyli. Outkast był czymś nie zadowolony:

- Jak spawy? – zainteresował się Dżoker. – Wciąż przeżywasz odejście z SNG?

- Nie, z tym już dokonano, tu inne, rozumiesz, serce u mnie áîëłň. Bardzo mocno cierpi, - naskarżył Outkast.

- To u ciebie to cierpi serce? – roześmiał się Dżoker – jego śmiech poddał się strasznym. – Ty że apostata! Skąd u ciebie serce?

- Wiecznie twoje michałki! – spochmurniał mag. – A u mnie rzeczywiście źle na duszy.

- Źle? – powtórzył Dżoker. – Wówczas rozwiej się, zostań uczestnikiem turnieju, pokaż wszystko na co jesteś zdolny!

- Myślisz stoi? – spochmurniał Outkast, uważnie patrząc do nie migotliwych oczu Dżokera, potem apostata wstała i poszła do samego pobliskiego heroldowie.

 

* * *

 

Powstanie w Wysime trwało już prawie dwa miesiące. Fanatyczne mordy pierwszych tygodniów już ustąpiły.

Wyjątki robili elfi, który wycinały jakiegokolwiek człowieka bez względu na podłogę i wiek.

Ale bliskość turnieju rozgrzała sytuację do granicy.

 

* * *

 

Ten mag ukrywał swoją osobę, ubierając kaptur bardzo nisko, wiewiórczy ogon na pasku mówił o przynależności maga do grupy powstańców Scoia'tael. Za magiem szły dwie wiedźmy i jeden najemnik z zerikanskimi szablami za grzbietem.

Chimera Outkasta na mgnienie zatrzymała się, podjęła swoją potworną głowę i spojrzała na wiewiórki potem znów wróciła do trawy, którą jadła do tego. Sam że gospodarz siadywał na drzewie, że powaliło, zakrywszy oczy i, zdawało się, sypiał. Dżoker siadywał obok, i, spochmurniawszy, tarł nadgarstek swojej prawej ręki, stanowczość powstańców, że zbliżają się, jego obudziła czujność i przestraszała.

Białka atakowały bez uprzedzenia. Mag szorstko, bardzo szorstko podjął oczy na Outkasta poderwawszy swoją prawą rękę rozładował błyskawicę w Dżokera, młodzieniec nie wydawszy nie dźwięku, uleciał z bierwiona do krzaków, że były z tyłu jego. Chimera zakręciła, ale w tejże chwili jednej z wiedźm znajdując się w pobliżu od Outkasta nadesłał jemu do oblicza potężny ładunek Łăíł.

Dżoker, wciąż oślepiony ciosem podniósł się na odnóża i wyciągnąwszy prawą rękę na domysł dowalił błyskawicą. Dziki ból, przeszyła jego rękę, ona zwilgotniała. Lewą ręką przecierając oczy od krwi, on zrobił parę przerzutów w bok. To, że nie było lamentów po jego strzale, mocno zasmuciło jego. W zamian tego on usłyszał dzikie lamenty Outkasta, które mówiły o tym, że młodziencowi mocno dostało się, kwik jego chimery i wyraźne spokojne głosy wiedźm tych, że koordynowały swoje zachowania.

Dżoker wstał nad bierwionem jednakowo na tyle byle zobaczyć wszystko, że odbywało się na łączce. Nie znany mag katował Outkasta wysysaniem i chorobami, wiedźmy kręciły dookoła chimery, nie chapało tylko najemnika.

Dżoker obrzucił poglądem okolicy, ale tak nic i nie znalazł, wtedy brzeszczot zerikanskoj szabli głęboko rozkroił jego piersi, ukarąwszy jego za nieostrożność. Mag zachłysnął się od krwi, że lunała przez usta, ale ednak odskoczył wstecz i drugi cios zagwizdał w milimetrze od jego szyi. Zwijając się od bólu w piersiach, z których fontanną wytryskiwała krew, on odskoczył wstecz, wymigując od nowych ciosów szabli, mag podjął prawą rękę, która była wszystka w krwi.

Przez rozerwaną skórę widniały powlokły się krwią ułamki kości połamanej ręki, że nie zaczęła żyje.

Nie patrząc na dziki ból, on jednak napiął się i gałęzisty ładunek błyskawicy, trzeszcząc i przedzierając jego ciało, poleciał do najemnika. Wiewiórka odrywał się od ziemi i, wydawszy dziki hałas bólu, trzepiąc się, uleciał w bok.

Nie znany mag odwrócił się, ale było późno. Błyskawica Dżokera, którą on skierował na lewą rękę, zwijając się, wbiła się do wiewiórki i omal nie przedzierając na kawałki jego ciało, wyrzuciła gdzieś w bok. Wiedźmy, zostawiły chimerę w spokoju, i ruszyły było w bok, ale chimera, zostawiona bez uwagi tu, że ukarała ich za ich nieoględność. Dwoma szybkimi ciosami kleszcz i błyskawicą, Dżoker i chimera dobiły wiewiórek – wiedźmy zwaliły się na ziemię bez dźwięku, nawet nie zdążywszy zdziwić się.

Dżoker kiwał się chciał podejść do Outkastu, ale tu w jego oczach pociemniało, w uszach zadźwięczało i ziemia poszła spod odnóż:

- Dżoker, no, no! – usłyszał się pełen wyrzutu głos.

Do dużego przerażenia maga to była jego miłość – Anna_leo.

Serce maga prawie rwało się na części, kiedy on zrozumiał, że właśnie zaklęcie dziewczyny, pozbyło jego świadomości.

- Dżoker! – przeciągnął íşżçâĺńňíčé głos. – znów napatoczyłeś nam na oczy! No i co że nam z tobą robić? My już i ręce ci gruchotały, dlaczego wciąż wstawiasz nam kije do kół? – ten, że mówi pochylił się do oblicza maga, tak, że ten słyszał fetor z jego ust.

- Nie zaczepiajcie jego! – usłyszał się władczy głos Anna_leo. – On ani wam, ani nam nic nie zrobił!

- [Freedom]_vix, zabierz smarkuli! Ona swoją sprawę już zrobiła! – rozkazał tenże sam głos.

- Anna_leo, poszły stąd! – usłyszał się głos młodego człowieka, który od razu nie przypodobał się Dżokeru.

Usłyszały się słabe opory – zapewne dziewczyna nie chciała wyruszać:

- Nie pójdę Vix! – mówiła ona. – chcę pozostać z Dżokerem, byle jemu nie wyrządziły zła!

Gdyby nie krytyczność sytuacji, młodziencowi stanęło przyjemnie, że dziewczyna wstawia się za jego, ale oburzone lamenty dziewczyny stawały się wszystko dalej, i nareszcie i całkiem pomilkły.

- Morthul, dobij jego! – rozkazał tenże sam skrzypiący głos.

Dżokera przewróciły na grzbiet. Morthul okazał się wysoką wiedźmą z krótko ostrzygło się włosami. W rękach on trzymał swój meteoryt miecz, i stał nad pokonanym magiem, od nie stanowczości pomachawszy mieczem.

- Ukrój jemu ręce dla wierności! – rozkazał głos.

Morthul odwrócił się do Dżokera, ďîćŕë barami i w zamian tego byle poobcinać lewą rękę, tylko głęboko rozkroił ścięgno maga, mocno pociekła krew, Dżoker wydał okrzyki nie śmiejąc więcej powstrzymywać się.

- A teraz dobij jego!

Morthul znów odwrócił się do Dżokera ale zatrzymał się w podziwie:

- Po co? – usłyszał się jego cichy głos.

- Zamorduj! On z Orderu! On nie zlituje się twoich przyjaciół,ĺńëł oni jemu napatoczą na oczy, jak nie zlitował się tych mizeraków które wcześniej terminu atakowały jego! – skrzypiący głos drażnił.

Morthul podjął miecz zanosząc jego dla ciosu, Dżoker widział brzeszczot, że błysnęło, i usłyszał lamenty, że zbliżają się.

- Zamorduj! On z Orderu! On nie zlituje się twoich przyjaciół, jeśli oni jemu napatoczą na oczy, jak nie zlitował się tych mizeraków które wcześniej terminu atakowały jego! – skrzypiący głos drażnił.

Morthul podjął miecz zanosząc jego dla ciosu, Dżoker widział brzeszczot, że błysnęło, i usłyszał lamenty, że zbliżają się.

Категория: Мои статьи | Добавил: Shagrenia (19.10.2008)
Просмотров: 879 | Рейтинг: 0.0/0 |
Всего комментариев: 0
Добавлять комментарии могут только зарегистрированные пользователи.
[ Регистрация | Вход ]
Форма входа
Поиск
Друзья сайта
Copyright MyCorp © 2025Create a free website with uCoz